PODRÓŻE
Delfiny Irrawaddy w Laosie
Od kilku dni realizujemy wycieczkę po Laosie, starając się w ciągu dwóch tygodni zobaczyć jak najwięcej. Nie interesują nas tylko najbardziej znane i najczęściej odwiedzane Vang Vieng, czy Luang Prabang. Jest wiele miejsc w Laosie, które są mało popularne wśród turystów ze względu na długi i uciążliwy dojazd. Taką częścią tego kraju jest południe, dzięki czemu (ku naszej radości) turystów jest tutaj bardzo mało.
Ruszamy do świątyni Wat Phou, która należała do khmerskiego państwa Angkor. Leży w odległości 265 km od świątyni Angkor Wat znajdującej się w Kambodży. Wprawdzie nie jest tak dobrze zachowana jak świątynie w Kambodży, ale robi duże wrażenie. Wzdłuż osi prowadzi główny trakt na zbocze góry Phou Khao, gdzie znajduje się niewielka świątynia. Niegdyś wewnątrz stał lingam, jednak teraz zastąpiony jest rzeźbami siedzącego Buddy. Szukając kamiennego krokodyla o mało nie nadepnąłem węża, którego nie zauważyłem między suchymi liśćmi. Niezbyt duży, szary z zieloną głową. Nie mam pojęcia co to za okaz. Byłem tak podekscytowany, a może nastraszony (jak wcześniej Olek na tyrolce), że nie zrobiłem mu zdjęcia. Rzeźbionego krokodyla w końcu znalazłem. Jest to miejsce, w którym niegdyś składano bogom ofiarę z ludzi.
Na najdalszym krańcu południowego Laosu granicę państwa tworzy rzeka Mekong. Jest tak rozczłonkowana w tym miejscu, że rozlewa się na szerokości 10 km. Obszar ten zwany jest Krainą 4000 Wysp. Płyniemy na wyspę Don Det promem. Tu wynajmujemy dużego tuk-tuka i na pace przejeżdżamy całą wyspę Don Det i Don Khon (połączone są mostem). Zatrzymujemy się nad rzeką Mekong, gdzie przeciwległy brzeg należy już do Kambodży. Jest to najlepsze miejsce na obserwację delfinów Irrawaddy (krótkogłowych). Miejscowy biznesmen oferuje nam łódź…, ale nie byle jaką łódż: to katamaran z krzesłami restauracyjnymi – najdroższa opcja. 20 min drogi od brzegu sternik wyłącza silniki łodzi i czekamy… jest! Delfin płynie przez chwilę z głową do połowy zanurzoną w wodzie, by po chwili zanurkować pokazując swój szaro-niebieski grzbiet z płetwą grzbietową. Takie widowisko powtarza się jeszcze kilka razy. Na pewno widzieliśmy dwa okazy, a może więcej.
W Laosie jest teraz pora sucha, więc wody w Mekong nie jest zbyt dużo. Sternik na środku rzeki wchodzi do wody i stojąc na podwodnej skale trzyma łódź, by ta nie odpłynęła z nurtem. Na niski stan rzeki zwracamy uwagę także nad wodospadem Phapheng, gdzie wiele skał sterczy nad wodą. Na pewno w porze deszczowej wodospad robi większe wrażenie, ale i tak jesteśmy zachwyceni.
Za chwilę idziemy spać, a śpimy nie byle gdzie bo w prawdziwym Pałacu. Książę krainy Champasak ‐ Chao Boun Oum budował dla siebie Pałac, jednak przed ukończeniem musiał uciekać przed Pathet Lao – organizacją komunistyczną, która w 1974 roku obaliła rząd. Pałac (miał mieć tysiąc pokoi) dokończono i odbywały się tam zjazdy partii komunistycznej. Teraz jest tu hotel należący do Tajów.
Niedaleko naszego Pałacu znajduje się spokojna świątynia Pha Bat z kolorowymi stupami pogrzebowymi. Dzisiejszego wieczoru nie jest spokojna, ponieważ odbywa się Festiwal Pha Bat. Jest ogromna scena, na której są występy „artystyczne”, na placu sprzedają przysmaki z grilla, owoce, piwo, miejscowi grają w jakiś rodzaj laotańskiej ruletki, a wszystkiego pilnuje porządkowy z kałasznikowem.
Całą relację w wycieczki do Laosu można obserwować na stronie www.dowietnamu.pl